Jak już pisaliśmy, bankrutująca Marta Grycan nie liczyła raczej na pomoc niechętnego jej teścia-milionera i, jak się okazało, słusznie. Zbigniew Grycan nie ruszył palcem, by pomóc wydziedziczonemu synowi i synowej, której nie znosi jego obecna żona. Jednak zaległości finansowe Marty wobec wspólnoty mieszkaniowej na warszawskich Nowolipkach zostały spłacone i cukiernia celebrytki na razie nie zostanie jeszcze zlicytowana i zamknięta. Jak informuje Fakt, zadłużenie Grycan uregulowała w miniony piątek, można powiedzieć, w ostatniej chwili, gdyż termin licytacji wyznaczony był na tę środę. Skąd wzięła pieniądze?
Mąż Marty, Adam Grycan, zwrócił się o pomoc do swoich bogatych znajomych...
Marta boi się o swoją reputację - mówi w rozmowie z tabloidem znajomy rodziny. Obawiała się, że licytacja zrujnuje jej karierę w show biznesie. Niedawno wydała dwie książki, te doniesienia mogą negatywnie wpłynąć na sprzedaż.
Kwotę niezbędną do tego, by Marta uniknęła wstydu udało się wprawdzie zebrać, jednak wierzyciele prędzej czy później upomną się na pewno o jej zwrot. Jeśli Grycanowie nie zacisną pasa i nie zaczną sobie odmawiać luksusów, do których przywykli, może im być trudno uregulować dług.
Jedynym ratunkiem dla Marty jest więc teraz show biznes i sprzedaż jej książek o jedzeniu. Czy znajomi z telewizji pomogą jej w nagraniu wymarzonego reality show z córkami?