Po ponad roku ganiania się z Katarzyną W., która bawiła się w chowanego z katowicką prokuraturą, rozpoczyna się proces o zamordowanie jej córeczki, półrocznej Madzi. Według prokuratora matka dokonała tej zbrodni z premedytacją.
Akt oskarżenia rzuca nieco więcej światła na okoliczności morderstwa. Otóż, jak informuje Super Express, powołując się na akta sprawy, 24 stycznia minionego roku o 16 Katarzyna W. pożegnała przed blokiem męża i jego kolegę i wraz z Madzią wróciła do mieszkania. Tam częściowo rozebrała dziecko, zapewne z obawy, że ciepłe ubranko zamortyzuje upadek, po czym z całej siły rzuciła dzieckiem o podłogę... Madzia straciła przytomność, jednak matka nadal nie była pewna, czy może się cieszyć z udanego morderstwa. Zdaniem biegłych, był to moment, gdy mogła się jeszcze opamiętać i zapobiec śmierci dziecka.
Ekspertyzy jasno mówią, że obrażenie powstałe w wyniku upadku nie były wystarczające do spowodowania śmierci dziecka - potwierdza w rozmowie z tabloidem prokurator Zbigniew Grześkowiak.
Matka jednak, zamiast ratować nieprzytomne dziecko, zatkała mu usta i nos. Akt oskarżenia wymienia różne prawdopodobne narzędzia zbrodni, jak koc, poduszkę czy worek foliowy, jednak prawdopodobne wydaje się, że Katarzyna W. udusiła dziecko gołymi rękami. Śmierć nastąpiła co najmniej po 4 minutach od odcięcia dopływu powietrza.
Potem Waśniewska wyszła z ciałem ukrytym w wózku, paląc papierosa, zakopała je w płytkim grobie w pobliskim parku i zgłosiła porwanie. Trzymała się tej wersji do 2 lutego, kiedy to Krzysztof Rutkowski podstępem zmusił ją do wyznania prawdy. Waśniewska zarzuca mu teraz, że podszedł ją, używając "nieetycznych metod".