Reżyser najbardziej żenującej polskiej komedii okazał się spryciarzem. Pokaz przedpremierowy Klątwy faraona (po wybuchu skandalu tytuł zmieniono na Last Minute) odbył się zaledwie dzień przed premierą kinową, a więc za późno, by krytycy filmowi mieli szansę zniechęcić widzów... Zrecenzowania filmu podjął się więc... sam reżyser. To coraz częstszy zabieg, stosowany po to, by utrudnić Tomaszowi Raczkowi i innym recenzentom ostrzeżenie ludzi przed premierowym weekendem. Na łamach Super Expressu Patryk Vega przekonuje, że warto wybrać się do kina na obraz promujący kochankę zwolnionego prezesa Giełdy.
Gdziekolwiek się rozejrzymy, słyszymy o zabójstwach, katastrofach i procesach. Uważam, że tego jest za dużo i ludzie są tym zmęczeni - wyjaśnia twórca m.in Ciacha - filmu, którego wstydzi się do dziś cała obsada. Zapragnąłem nakręcić film, który będzie tego kompletnym przeciwieństwem. Pozytywny i kolorowy, wyzbyty przekleństw i rubasznego humoru, który będzie działał na ludzi jak antydepresant. Można na niego pójść z 12-latkiem i wyjść bez poczucia zażenowania.
Z dalszej wypowiedz Vegii wynika, że Last Minute to film z artystycznymi ambicjami:
Zabawny jest dialog i sytuacja, a cały film ma bardzo prawdziwą fakturę. W mojej ocenie takiej komedii jeszcze u nas nie było. Nie chciałem by ten film kojarzył się z czymkolwiek, co Polacy do tej pory widzieli, chociażby za sprawą obsady, która pojawiała się w 20 innych filmach. Ludzie są zmęczeni oglądaniem w kółko tych samych twarzy i oczekują na ekranie świeżości.
Jak wiadomo, ten powiew świeżości ma zapewnić kochanka byłego prezesa Giełdy, Anna Szarek.
Tak właśnie robi się "kariery" w Polsce.