Można by pomyśleć, że po tylu porażkach, Andrzej Gołota powinien był już się przyzwyczaić do tego, że zawsze przegrywa. Jednak schodząc z ringu nieodmiennie sprawia wrażenie zdziwionego tym, co się stało. Nie inaczej było po sobotniej walce z Przemysławem Saletą. Bokser tak się nią przejął, że zapowiedział koniec kariery. Po raz trzeci z rzędu.
To jest ten czas, kiedy okazuje się, że nie wiem, o co chodzi w boksie - żalił się zaraz po pojedynku. Będzie ciężko bez sportu, ale chyba nie powinienem już boksować.
Następnego dnia podał konkrety: Już nigdy nie wejdę do ringu - oświadczył ponoć rodzinie.
Po raz pierwszy Gołota zapowiedział wycofanie się z boksu po porażce z Lamonem Brewsterem. Wytrwał jednak tylko 2 lata i jesienią 2007 wrócił na ring. Skończyło się porażkami z Rayem Austinem i Tomaszem Adamkiem. Wtedy znów, tradycyjnie zapowiedział koniec kariery. Po nokaucie Salety to już trzecia taka deklaracja. Czy pieniądze przekonają go do kolejnego wyjścia na ring? Dariusz Michalczewski ma nawet pomysł na kolejnego przeciwnika dla Andrzeja:
Niech tylko nie zmienia zdania! - błaga go na łamach Faktu. Przecież od dobrych paru lat co walka to w łeb. Już chyba nie ma rywala, którego byłby w stanie pokonać. Może jakby boksował się z Adamem Małyszem to by wygrał. Ale tylko pod warunkiem, że Adam walczyłby w butach narciarskich.