Krzysztof Rutkowski miał zeznawać w katowickim sądzie w najbliższy poniedziałek, jednak przedstawił sądowi kupione już na ten dzień bilety lotnicze do Szkocji. Właściciel agencji detektywistycznej wybiera się tam na spotkanie polonijne. Zapewne zupełnie przypadkowo właśnie w Szkocji mieszka ostatnia narzeczona detektywa bez licencji, Maja Pilch. Będzie mógł stawić się w sądzie dopiero po 18 marca.
Ale nie tylko ten fakt komplikuje pracę sądu. Chodzi o taśmy, ujawnione na krótko przed procesem. Nagrania pochodzą z podsłuchu założonego w łódzkim mieszkaniu detektywa, w którym po śmierci córki przez jakiś czas mieszkali Waśniewscy. Rutkowski twierdzi, że sam nie wiedział o ich istnieniu, gdyż aparatura podsłuchowa nie należy do niego, lecz do poprzedniego lokatora, również detektywa z zawodu.
Prokuratura zastanawia się, czy dołączyć taśmy do aktu oskarżenia, bowiem trudno przewiedzieć ich skutek. Mogą być ważnym dowodem obciążającym, ale jednocześnie ułatwić obronie grę na zwłokę.
Obawiamy się, że obrona Waśniewskiej może wykorzystać te nagrania, by opóźnić wydanie wyroku - mówi informator z kręgu współpracowników prokuratury w rozmowie z Super Expressem. Zapis głosów trzeba będzie poddać ekspertyzie. Sama Waśniewska może po prostu zaprzeczyć, że to jej głos znajduje się na nagraniach. W takiej sytuacji proces mógłby się przeciągnąć o długie miesiące. Nagrania musiałyby trafić do krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych znanego m.in z tego, że analizował nagrania z kokpitu prezydenckiego tupolewa.
Przypomnijmy, że w związku z ostatnią decyzją sądu, w procesie nie mogą uczestniczyć fotoreporterzy. Zobacz: Proces Waśniewskiej bez fotoreporterów!