Agnieszka Holland zasłynęła ostatnio emocjonalną wypowiedzią w Newsweeku, gdzie wyznała, że czuje się oszukana przez Platformę Obywatelską, na którą głosowała, a która, jej zdaniem, nie stanęła na wysokości zadania. Chodzi m.in. o głosowanie nad projektami ustawy o związkach partnerskich. Holland jest nią osobiście zainteresowana, gdyż jej córka i najbliższa współpracownica, Katarzyna Adamik, jest lesbijką i od lat żyje w nieformalnym związku ze swoją partnerką Olgą Chajdą.
Za tę wypowiedź publicznie zrugał ją Stefan Niesiołowski, który równie emocjonalnie zarzucił jej, że nie interesuje jej dobro ojczyzny, a jedynie "córuni-lesbijki" oraz pozbawił ją prawa nazywania siebie "autorytetem".
Reżyserka postanowiła kontynuować debatę na temat bezdzietnych "jałowych związków, z których społeczeństwo nie ma żadnego pożytku", jak mówiła posłanka Pawłowicz. Jak twierdzi Holland, problem jest znacznie głębszy, Jej zdaniem zgodne ze stanowiskiem Kościoła założenie polityków, że rodzina ma wartość kiedy są w niej dzieci, powoduje, że wiele osób czuje się wykluczonych z tego systemu.
Nie każdy człowiek, nie każda kobieta chce być rodzicem - mówi reżyserka w rozmowie w Super Expressem. Mam heteroseksualnych przyjaciół, którzy nie decydują się na prokreację. Ale mam też w Stanach i we Francji przyjaciół, którzy wychowują własne lub przysposobione dzieci i są wspaniałymi rodzicami. Wiem, że to w Polsce trudne jeszcze do wyobrażenia, ale warto wiedzieć, jak to funkcjonuje w praktyce. Kasia zapytana wprost, powiedziała o swojej tożsamości, o swoim związku. Powiedziała też, ze jeśli państwo odmówi jej praw obywatelskich, pomyśli o zmianie państwa. Ona ma wybór. Jest obywatelką świata, może realizować swoje marzenia gdziekolwiek. Jest wiele osób, które takiego wyboru nie mają.
Chodzi o jakość naszej demokracji, naszej wolności. Przecież chyba nie chcemy, by ludzie innej orientacji albo ludzie bezpłodni byli zmuszani do emigracji? Albo heteroseksualni, wierzący i dzietni, którzy nie chcą żyć w dusznej atmosferze państwa wyznaniowego. Cieszyłam się, gdy Kasia zdecydowała się wrócić do Polski, jednak nie będę jej namawiała do życia w kraju, gdzie plują jej w twarz z mównicy sejmowej tylko dlatego, że kocha kobietę.