Jak już pisaliśmy, Lecha Wałęsa wywołał burzę swoimi słowami na temat homoseksualistów, których usadowiłby w polskim Sejmie "w ostatnich ławkach, a nawet dalej, za murem". Zachodnie dzienniki nazywały wypowiedź skrajnie homofoniczną, wykorzystującą mowę nienawiści i rzucającą cień na Wałęsę i ideały o które walczył w czasach komunizmu.
Jak można się było spodziewać, były prezydent nie poczuwa się do winy. W rozmowie z Radiem Zet przekonuje, że nic złego nie powiedział i ma spore poparcie społeczne. Jak twierdzi większości, choć jak podają ostatnie badania, spora część społeczeństwa akceptuje postulaty zawarte w ustawach o związkach partnerskich.
W żadnym wypadku nikogo nie będę przepraszał - zapewnia Wałęsa. Powiedziałem tylko, że mniejszości, którym oddaję wszelkie honory, nie powinny się afiszować, nie powinny narzucać większości swoich poglądów. Mówiłem tylko, że mam dość tego afiszowania się, dość mówienia o tym, zamiast o innych sprawach. Oczywiście grupy związane z tymi mniejszościami strasznie mnie atakują, ale nie zauważają, że 95 proc. narodu jest po mojej stronie.
Wypowiedź Lecha Wałęsy wprawiła w spore zakłopotanie jego syna, eurodeputowanego z ramienia PO, Jarosława Wałęsę.
Te słowa paść nie powinny - mówi polityk. To, co powiedział nasz ojciec, nie było oficjalna deklaracją naszej rodziny. Musze z nim porozmawiać.