Jeśli Beacie Tadli i Jarosławowi Kretowi wystarczy determinacji, mają być może szansę przebić w roli najsłodszej medialnej pary Monikę Richardson i Zbigniewa Zamachowskiego. Na razie bardzo się starają. Beata postanowiła opowiedzieć o swoim nowym związku.
Nasza wspólna decyzja jest taka, że nie mówimy nic o naszej relacji - zapowiada w Super Expressie, po czym przechodzi do rzeczy: Nie będziemy zdradzali jej szczegółów, choć mamy wiele propozycji. Mogę tylko powiedzieć, że spotykamy się z sympatią. Wiele osób, które nas spotyka, śmieje się, że promieniejemy szczęściem.
Można się już chyba dopatrzeć w tej stylistyce silnych wpływów "energii kulistej" i "ciał astralnych". Miejmy nadzieję, że Tadla rzeczywiście dotrzyma słowa i nie zadebiutuje z Jarkiem na okładce Vivy.
Jak już pisaliśmy, dziennikarka i pogodynek od niedawna mieszkają razem, w apartamencie, który Tadla po swoim drugim rozwodzie zajmowała wraz z 13-letnim synem. Dla nowego związku Kret zostawił 3-letniego synka oraz jego mamę, której, jak właśnie dowiedziała się z prasy, nigdy nie traktował poważnie.
Beata nie przejmuje się plotkami o tym, że Jarek to stary podrywacz i zmienia baby jak rękawiczki - zapewnia w rozmowie z tabloidem znajomy pary. Ufa swojej intuicji.
Ufamy więc, że wie, co robi.
Z tej okazji przypomnijmy jej, co opowiadał Jarek w "Vivie": "Minęło pół roku odkąd nagle wyszedłem z domu Agaty i... nie wróciłem już"