Jak już pisaliśmy, małżeństwo Piotra Adamczyka i pochodzącej spod Białegostoku Katarzyny "Kate Rozz" Gwizdały, przechodzi właśnie do historii. Para nie mogła się dogadać w sprawie miejsca zamieszkania oraz planów zawodowych aspirującej celebrytki. Jej zdaniem mąż za mało się starał jeśli chodzi o załatwianie jej posady w telewizji. Aktor z kolei niezbyt dobrze znosił zażyłość żony z mieszkającym w Paryżu byłym mężem, do którego ciągle wyjeżdżała. Nie dogadali chyba tych spraw, bo byli za bardzo zajęci organizowaniem ślubu na potrzeby publikacji w Vivie.
Decyzja o rozwodzie już podobno zapadła. Jak informuje Fakt, Adamczyk chce przeprowadzić także kościelne unieważnienie małżeństwa. Jak wiadomo, w religii katolickiej nie występuje słowo rozwód, jedyną szansą jest uzyskanie orzeczenia, że ślub od początku był nieważny. Do najczęściej podawanych przez małżonków przyczyn należą: choroba psychiczna jednego z partnerów, niedojrzałość do małżeństwa, ukrywanie bezpłodności i nieskonsumowanie małżeństwa.
Nie wiadomo jeszcze, na który wariant zdecyduje się aktor, jednak najwyraźniej uznał, że skoro zagrał "człowieka, który został papieżem", nie wypada mu poprzestać na rozwodzie cywilnym.
Piotr wie, że będzie go to kosztować nie tylko dużo czasu, ale i pieniędzy - mówi znajomy Adamczyka w rozmowie z Faktem. Nie liczy się jednak z kosztami i nie przerażają go wszystkie biurokratyczne kwestie.
Jak informuje tabloid, koszt całej procedury wynosi ok. 3 tysięcy złotych. Do tego trzeba doliczyć opłaty dla ekspertów prawa kanonicznego, reprezentujących małżonka przed komisja diecezjalną, które mogą wynieść drugie tyle.
Gwiazdor zamierza wykorzystać wszystkie swoje znajomości, by rozwiązać kościelne małżeństwo - pisze tabloid. A jako odtwórca roli Jana Pawła II w dwóch filmach, ma kontakty nawet w samym Rzymie.
Być może uda mu się udowodnić, że reklamowane w Vivie małżeństwo nie zostało skonsumowane. Albo że "Kate Rozz" jest chora psychicznie... Trzymamy kciuki.