W 2009 roku w atmosferze skandalu zakończyła się współpraca Dody z Mają Sablewską. Rabczewska zwolniła swoją agentkę z zazdrości. Nie podobało jej się to, że menedżerka dzieli czas między nią a debiutującą wtedy Marinę Łuczenko.
Sablewska po czterech latach wciąż twierdzi jednak, że to ona odeszła od Dody. Dlaczego? Wyjaśnia, że przez "przyjaciółkę"... groził jej rak.
W 2009 roku lekarz powiedział mi, że przy takim trybie życia grożą mi wszystkie choroby cywilizacyjne, od nowotworów po depresję - wyznaje na łamach portalu Trojmiasto.pl. Postanowiłam zrezygnować ze współpracy z Dodą. Zajęłam się własnym komfortem psychicznym. Wcześniej miałam masę problemów, trzy telefony i wieczne ADHD. Pracowałam z bardzo trudnymi przypadkami, silnymi kobietami. Artystki mnie opuściły, niektóre zaczęły gadać głupoty. Ale staram się takim słowom dawać wybrzmieć i ostygnąć. Niedawno Doda wróciła do mnie proponując ponowną współpracę. Dziś mam jednak inne plany.
Była menedżerka gwiazd i przyszła "Magda Gessler polskich szaf" żali się także, że miała w życiu złych doradców. "Jedna z jej artystek" doradziła jej, by poddała się zabiegowi powiększenia ust... Podejrzewacie, o kogo może chodzić? Sablewska twierdzi także, że ma "naturalnie duże" usta, choć zdjęcia zrobione jej przed jej sławną "dietą zmieniającą rysy twarzy" mówią co innego.
Parę lat temu powiększyłam sobie usta za namową jednej z moich artystek. To był wielki błąd, bo naturalnie mam duże usta i po poprawkach wyglądałam karykaturalnie. W życiu zawodowym też trafiło się kilku złych doradców. Szczególnie trudny był moment, kiedy zakończyła się moja współpraca z Dodą. Miałam wtedy 29 lat i kompletnie zburzył się mój świat zawodowy, a chwilę później również prywatny. Lista znajomych w telefonie skróciła się o połowę.