Szanse na rozstanie się w przyjaźni są w przypadku Piotra Adamczyka i Katarzyny Gwizdały raczej niewielkie. Aktor nie był zachwycony odkryciem, że ambitna celebrytka od końca lat 90-tych kręciła się koło show biznesu, szukając bogatego faceta, kto zapewni jej wygodne życie i pomoże zostać gwiazdą. Zobacz: Od 14 lat kręciła się koło show biznesu!
Nietrudno zrozumieć jego rozczarowanie, biorąc pod uwagę, że sam się na to nabrał i zareklamował Gwizdałę na ślubnej okładce Vivy. Chyba za bardzo się pospieszył, chcąc pochwalić się swoim szczęściej przed Anią Czartoryską.
Żal i pretensje po obu stronach są już tak silne, że rozwodzący się małżonkowie rozmawiają ze sobą wyłącznie za pośrednictwem prawników. Aktor nie pozwolił jej nawet odebrać rzeczy z jego mieszkania. Spakował je i odesłał jej przez wspólnych znajomych.
Wszelkie konieczne przed rozwodem kontakty z Rozz Adamczyk zlecił swojej prawniczce i menedżerce w jednej osobie - potwierdza w rozmowie z Faktem znajomy aktora. W prywatnych rozmowach o swojej żonie mówi teraz w zdecydowanie niepochlebny sposób. O żadnej fascynacji nie ma już mowy, wręcz przeciwnie.
Obecnie para czeka na wyznaczenie terminu pierwszej rozprawy. Ponieważ przed ślubem podpisali intercyzę, powinno pójść łatwo. Natomiast o kościelne unieważnienie małżeństwa, na którym szczególnie zależy Adamczykowi, może być znacznie trudniej. Aktor będzie musiał udowodnić, że Gwizdała oszukała go, wiedząc w momencie ślubu, że nie chce mieć z nim biologicznych dzieci. Albo że nigdy ze sobą nie spali, lub że "Rozz" ma zaburzenia psychiczne.
Którą wersję wybralibyście na jego miejscu?