Ania Mucha opisuje na blogu swój pierwszy tydzień w Nowym Jorku. Zdaje się być szczęśliwa z powodu przeprowadzki. Ma jednak kłopoty z wynajęciem mieszkania:
Od pierwszych chwil tutaj, dostaję zastrzyk pozytywnej energii - przechodnie uśmiechają się do siebie, policjanci życzą miłego dnia, roznosiciel gazety mówi, że ładnie mi w czerwonym... uśmiecham się. czuję się piękna.
Mieszkam na Harlemie. dookoła ludzie żywcem wyciągnięci z Bill Cosby Show - siedzą na schodach swoich kamienic rozmawiają, komentują, pokrzykują, śmieją się.
Dzień zaczynam od kubka kawy z mlekiem serwowanym na rogu ulicy na której mieszkam. sprzedawca - Portorykańczyk, uśmiecha się z zakłopotaniem - słabo mówi po angielsku, ale podobno ma najlepszą kawę w okolicy. wypijam łyk - najwyraźniej nikt inny nie serwuje kawy w sąsiedztwie... zagryzam muffinką. lepiej, dużo lepiej. później jazda metrem przez spieszące się miasto, około dziewiątej docieram do szkoły. wita mnie Mona i Lidia- "kobiety pierwszego kontaktu". wypełniam kolejne aplikacje, raporty, fiszki... biegnę na zajęcia...
Na początek zajęcia z gry aktorskiej, staramy się wykonać kolejne polecenia zgodnie ze wskazówkami dość leciwego, choć z poczuciem humoru profesora... każe nam wyobrazić sobie jakieś zwierzę, które mamy udawać. Wybieram żółwia. "pokaż jak chodzi Twoje zwierzę, pokaż jak czuje, jak wącha. pokaż jego zaloty..." Chryste Panie, jak zaleca się żółw?!! Biegamy po scenie, obwąchujemy się, ocieramy o siebie; gęś stara się o względy żyrafy - głupia!, małpa goni kota, pies obsikuje żółwia - chyba za długo stałam w jednym miejscu...!?
I pomyśleć, że za coś takiego zapłaciłam czternaście tysięcy dolarów! ;)
Wyglądamy jak pacjenci szpitala psychiatrycznego... Przypominają mi się słowa Leopolda Kozłowskiego: "artysta to zupełnie inny gatunek człowieka"
Zajęcia kończę wczesnym wieczorem. już wiem, że będę miała MNÓSTWO pracy... mam dziewięć różnych przedmiotów. Przy siedmiu postawiłam plus - są interesujące, albo bardzo interesujące.
No i szukam mieszkania...
Wczoraj oglądałam jedno - za 1500USD miesięcznie (sic!)
Było tak małe, że nie dało rady wstawić łóżka. Zrozumiałam co Amerykanie mają na myśli mówiąc, że NY to miasto które nigdy nie śpi - jak tu spać? - na stojąco!?!
Widziałam też inne mieszkanie - agent twierdził że nie mam co się przejmować budową, która jest tuż obok, że zanim robotnicy dojdą do mojego piętra i zaczną mi zaglądać w okna minie jeszcze trochę czasu ... może nawet miesiąc...? Póki co i tak głównie pracują przy rozkopywaniu. a hałas młotów pneumatycznych to też nie jest duży problem, - bez histerii! W końcu prace na budownie wygłuszy przejeżdżający pociąg... Legenda o amerykańskim "dream" nabiera innych barw...
Tak mija mój pierwszy nowojorski tydzień...