Andrzej Saramonowicz lubi ostro oceniać "kolegów" z show biznesu. Niedawno, po dziwnym wyznaniu Magdy Gessler, która pochwaliła się, że jest z tak nobliwej rodziny, że "gosposia pudrowała genitalia jej bratu", poradził jej: Marsz do garów, kobieto!"
Tym razem reżyser Testosteronu wyśmiewa Jacka Rozenka, który, korzystając z popularności byłej żony, zaczął robić karierę jako śniadaniowy celebryta. Dla popularności jest gotów na różne poniżenia - nawet na zakładanie na antenie damskiej peruki. Bez przerwy chwali się też wszystkim, co robi, na swoim profilu.
Saramonowicz wytyka mu w dowcipny sposób, że jest to w przypadku dorosłego faceta żałosne:
"Desperate Househusband" czyli Jacek Rozenek - zaczyna, nawiązując do tytułu słynnego serialu o "zdesperowanych" paniach domu. Codziennie mam okazję dostawać info z jego profilu, skąd ów szczegółowo informuje, gdzie był. Nie są to Buenos Aires, wodospad Niagara, stacja kosmiczna Mir czy sypialnia Angeliny Jolie, tylko miejsca, powiedziałbym, odrobinę w przepychu skromniejsze: plan "Barw szczęścia", studio radiowe, studio "Pytania na śniadanie" itp.
W przypadku aktora i prezentera telewizyjnego to tzw. proza życia, mniej więcej to samo, gdybym ja pisał co chwilę, że jestem aktualnie w kuchni (+ tejże kuchni zdjęcia zamieszczał), gdzie przy kanapce z serem wymyślam dwa zdania do scenariusza, a potem informował, że przeniosłem się do pokoju, na fotel obok półki z książkami, gdzie jednak z bólem musiałem uznać, iż te dwa zdania z kuchni były do dupy, by wreszcie kazać Wam oglądać fotografie z łazienki, gdzie mam nadzieję wymyślić zdania lepsze.
Lubię Jacka Rozenka i uważam go za dobrego aktora, natomiast ten jego PR-owy ekshibicjonizm mnie dziwi. Bo odnoszę wrażenie, że po rozwodzie Jacek Rozenek uznał, że do wypromowanego już nazwiska musi sobie jeszcze wypromować imię.
_
_