Kontrowersyjna "opiekunka" zmarłej w nadal niewyjaśnionych okolicznościach Violetty Villas, czeka obecnie na zakończenie procesu o zaniedbanie obowiązków i doprowadzenie do jej zgonu. Postępowanie ciągnie się już półtora roku, a szanse na szybki wyrok wydają się raczej znikome. Gra toczy się o spadek po zmarłej gwieździe, która na mocy testamentu zapisała wszystko Elżbiecie B. Jednak, jeśli w sądzie okaże się, że to właśnie spadkobierczyni przyczyniła się do jej śmierci, testament będzie można podważyć. Na to liczą syn i synowa Villas.
Póki co Elżbieta B. nadal okupuje dom artystki w Lewinie Kłodzkim i... zapewnia w Super Expressie, że nie zapomniała o swojej "pańci".
Nie wiem, kiedy żałoba minie, na razie nie jestem jeszcze gotowa. Jestem tu, bo czuję, że pańcia tu jest - wyznaje w tabloidzie. Jestem tu także ze względu na sentyment. Gdyby nie to, już dawno wróciłabym do Warszawy. Pani Violetta śni mi się od czasu do czasu. W snach rozmawiam z nią. Pytam, czy jej się nie przykrzy, czy chciałaby wrócić. Zawsze odpowiada, że nie. Że tam, gdzie jest, jest jej dobrze.
Artystka zmarła 5 grudnia 2011 roku w swoim domu. Sekcja zwłok wykazała, że była w fatalnym stanie fizycznym. Prawdopodobnie "ktoś" się nad nią znęcał. Bezpośrednią przyczyną śmierci był nietypowy uraz klatki piersiowej, utrudniający oddychanie.