Dopiero co Angelina Jolie ujawniła, że profilaktycznie poddała się usunięciu obu piersi, a już kolejny gwiazdor przypomina o problemie diagnozowania nowotworów. Michael Douglas w magazynie New York opowiedział o walce z rakiem, a także niekompetencji lekarzy, którzy długo wmawiali mu, że jest zupełnie zdrowy.
Lekarze dwa razy przeoczyli mojego raka. Wiedziałem, że coś jest nie tak. Odwiedziłem dwóch najlepszych specjalistów w Stanach Zjednoczonych. Obaj zapewniali mnie, że to zwykła narośl. Dopiero mój znajomy w Montrealu zdiagnozował, że mam nowotwór w czwartym stadium rozwoju i przerzuty do węzłów chłonnych - wspomina gwiazdor.
Zajrzał do gardła i powiedział, że potrzebna jest natychmiastowa biopsja. Przez niekompetencję lekarzy rak przez trzy lata rósł w moim gardle - oskarża.
Douglas jest obecnie pod stałą kontrolą lekarza, który uratował mu życie. Jeszcze nie może stwierdzić, że wygrał z chorobą. Aktor jest przekonany, że nowotwór to kara za "zbyt beztroskie życie". Po przejściu leczenia poświęcił się działalności charytatywnej i założył fundację pomagająca ludziom w znalezieniu właściwej pomocy lekarskiej.
Na okładce magazynu New York aktor wcielił się we Wladzia Valentino Liberace - amerykańskiego artystę estradowego pochodzenia polsko-włoskiego. Showman znany był przede wszystkim z ekstrawaganckich kostiumów, biżuterii oraz kiczowatej oprawy występów. Dla Douglasa, który karierę zaczął w musicalach, Liberace zawsze był jednym z największych idoli.