Justin Bieber nie jest specjalnie lubiany przez mieszkańców swojego luksusowego osiedla w Los Angeles, gdzie stoi jego wielki dom. 19-letni gwiazdor nie wpada do niego zbyt często, ale kiedy już jest, wszyscy wiedzą, że przyleciał. Wsiada wtedy do swojego Ferrari i pędzi po okolicy, hałasując i stwarzając niebezpieczeństwo. W kwietniu jeden z sąsiadów postanowił wstąpić z nim na drogę sądową po tym, jak Bieber groził mu śmiercią, zwyzywał i... opluł. Zobacz: "Bieber NAPLUŁ MI W TWARZ i groził ŚMIERCIĄ!"
Najwyraźniej jednak bogaty i sławny Justin nie boi się policji i sądu. W poniedziałek wieczorem znów urządził sobie rajd po osiedlu. Funkcjonariusze, po odebraniu kilkudziesięciu (!) telefonów od zaniepokojonych sąsiadów, udali się do willi młodego piosenkarza.
Osoby, które do nas dzwoniły mówiły, że Bieber jeździł po okolicy bardzo szybko i bardzo niebezpiecznie - mówi rzecznik prasowy szeryfa Los Angeles, Steve Whitmore. Co najmniej jedno dziecko bawiło się w tym czasie na podwórku. Stwarzał bezpośrednie zagrożenie.
Przypomnijmy, że w sprawie sprzed dwóch miesięcy okolicznością łagodzącą dla Justina miał być fakt, że to pierwszy taki jego poważny wyskok. Teraz prokuratura zastanawia się, czy połączyć oba fakty i jakie zarzuty mu postawić.