Afera z udziałem Wojciecha Fibaka i "miłej dziewczyny" będzie chyba kolejną, którą polskie media będą próbowały przemilczeć. Jak przyznał redaktor naczelny Wprost, Sylwester Latkowski, dziennikarzom tygodnika udało się ustalić jeszcze wiele nazwisk z pierwszych stron gazet, zamieszanych w takie "ustawki". Nie chce ich jednak ujawnić i podkreśla, że wiele redakcji wycofało się z rozmowy z nim i poodwoływało umówione już wywiady. Czyżby interweniował ktoś bardzo wpływowy? Jakby ktoś zadziałał, że wyciszamy problem, wyciszamy sprawę Wojciecha Fibaka - powiedział Latkowski. Zobacz: Latkowski: "WYCISZAJĄ SPRAWĘ FIBAKA! W Polsce ESTABLISHMENT TO ŚWIĘTE KROWY!
Rzeczywiście, to aż dziwne, że Gazeta Wyborcza i TVN nagle przestały o tym informować. Metodę działania Gazety pamiętamy już z czasu protestów przeciwko ACTA. To, co w tym wszystkim uderza jednak najbardziej, to podkreślanie przez znane osoby, że to, co robił Fibak nie było żadną tajemnicą. Przyznają to otwarcie między innymi Karolina Korwin-Piotrowska i znany reżyser Andrzej Saramonowicz. Czyli wszyscy o tym wiedzieli, a sprawa i tak jest zamiatana pod dywan? W takim razie fajnych mamy "dziennikarzy".
Czytam właśnie, że Wojciech Fibak był nie tylko mistrzem w debla, ale przede wszystkim w trebla, gdzie okazał się niedościgłym mistrzem serwisu, a zwłaszcza ciekawych wymian... - śmieje się na swoim profilu Saramonowicz, scenarzysta i reżyser, m.in. Testosteronu.
_**To była od wielu lat taka tajemnica poliż szynela...**_ - dodaje.
Plotkowano o tym od lat - przyznaje z kolei na blogu w NaTemat Karolina Korwin-Piotrowska. Tajemnicą poliszynela było, że Wojciech Fibak i młode, atrakcyjne dziewczyny mają się ku sobie.
Warto o tym pamiętać. Zobaczymy, jakie media będą go wkrótce bronić i poniżać ludzi, którzy śmieli coś takiego napisać. Dziennikarz Wyborczej już emocjonalnie zaatakował, nazywając Wprost "śmieciową gazetą". Zdradzenie "tajemnicy poliszynela" nazwał zaś... "dziennikarskim CBA". Takie są jego argumenty.
Korwin-Piotrowska w swoim felietonie ostro krytykuje rozmowę Fibaka z naczelnym Wprost. Twierdzi, że całkowicie się nią ośmieszył i skompromitował. Trudno nie przyznać jej racji:
Uderzający jest zapis rozmowy Sylwestra Latkowskiego z Fibakiem. Zapis szokujący, czyta się go z rosnącym wstrętem. Nie wobec Latkowskiego, bo ten jest doświadczonym dziennikarzem śledczym, wie, co robi. To, co mówi w nim znany tenisista, poraża. (...) Fibak z każdym kolejnym zdaniem stacza się w czarną dziurę.
Co tu mamy? "Ja z tego nic nie mam" - mówi od razu Fibak, chociaż Latkowski nie wspomina o jakichkolwiek korzyściach. Potem powtarza to kilkakrotnie - "nigdy nie mam żadnej korzyści", "Nie ma żadnych pieniędzy, ani nic" - mówi, choć nie jest pytany. I idzie dalej - kiedy czuje, że sprawa jest poważna: "nawet jeśli jakiś facet z jakąś dziewczyną coś tam, to chyba nie przystoi", a potem: "Wszyscy mamy jakieś słabości. Chcecie w takie bagno wchodzić?". To nie jest pytanie retoryczne, to jest pytanie samobójcze. Ono mówi więcej niż tysiąc słów. Bo pomaga czy jednak jest to bagno? Ale Pan Wojciech idzie dalej, jest zdenerwowany i wali z grubej rury: "...Ja bym prosił, ze względów wszystkich, że ja ogólnie jednak dużo dla Polski zrobiłem, chociaż na pewno mam jakieś wady...". Fibak wie, że rozmawia z dziennikarzem. Czuje, że grunt pali mu się pod nogami, więc powołuje się na Polskę. I z Polską na ustach proponuje "dożywotnią współpracę", "współpracę na wszystkich frontach", oraz sugeruje propozycję korupcyjną dla dziennikarek - "A czy to są dziennikarki, którym trzeba coś, nie wiem, gdyby pan na przykład zdecydował się, żeby tego nie puścić, czy to można im w jakiś sposób..."... A między zdaniami mówi, nagle coś, co jest przyznaniem się, czyli: "Faktycznie coś takiego było, jest to niesmaczne, jest to okropne, ale z drugiej strony jest to takie ludzkie, że przychodzi dziewczyna, mówi, że chce wyjechać, chcesz pomóc". Czyli dobry wujek pomaga potrzebującym.
Warto zapamiętać, że Gazeta Wyborcza uważa ujawnienie tej kompromitującej rozmowy za "śmieciarskie, dziennikarskie CBA".