Afera z Wojciechem Fibakiem i "miłymi dziewczynami" nie cichnie, mimo że zaprzyjaźnione media robią wszystko, żeby jakoś go wybronić. Malina Błańska, autorka prowokacji, ujawniającej równoległą działalność sportowca postanowiła opisać jak udało się jej go poznać. W wywiadzie udzielonym Faktowi wyznaje, że na początku nie wierzyła w powodzenie prowokacji.
Była to kuluarowa informacja, która funkcjonowała w środowisku warszawskim od wielu lat. Ten aspekt "filantropijnej" działalności biznesmena wydał mi się wart sprawdzenia - wyjaśnia dziennikarka. Przez jakiś czas próbowałam znaleźć możliwość poznania Fibaka przez jakiegoś znajomego. Myślałam, że jest to działalność dotycząca hermetycznego środowiska, do którego trzeba się wcześniej dostać. Nie znalazłam nikogo, kto mógłby pomóc mi w nawiązaniu kontaktu z Fibakiem i ten SMS miał być skończeniem pracy nad tym tekstem. Wysłałam go, by mieć czyste zawodowe sumienie po zakończeniu tematu.
Wtedy jednak sprawy nieoczekiwania nabrały tempa. Dziennikarka została zaproszona do warszawskiej galerii Wojciecha Fibaka. Wspomina, że były tenisista bardzo przestrzegał środków ostrożności. Widocznie pamiętał o aferze Rywina, bo przede wszystkim sprawdził jej telefon komórkowy, czy nie ma on włączonego dyktafonu.
Obawiałam się jego reakcji w razie znalezienia dyktafonu - wyznaje Błańska. Gdy podczas pierwszego spotkania zobaczyłam, że podejmuje środki ostrożności takie jak sprawdzanie mojego telefonu, na drugie spotkanie poszłam z obstawą. Dwóch kolegów czekało w galerii, a gdy wyprosił wszystkich – pod nią. Gdy byłyśmy we dwie, kazał nam zostawić torebki w innym pomieszczeniu i dopiero wówczas poczuł się swobodnie i wygłosił kazanie o tym, jak mamy traktować jego kolegów.
Jak się okazuje, Fibak sam podejmował się przetestowania dziewczyn, które następnie przedstawiał swoim kolegom. Widocznie chciał mieć pewność, że nie będą mieli do niego żalu.
W ciągu godziny od poznania, gdy zaprosił mnie do gabinetu i kazał "pokazać, co tam mam", chwycił mnie za biodra i pocałował - mówi dziennikarka. Na drugim spotkaniu zrobił to samo i skomentował: "trochę erotyzmu musi być". Moją koleżankę również dotykał i próbował pocałować. Nie powiedział tego wprost [że liczy na coś więcej z mojej strony]. Tego, że mam się z nim całować również nie powiedział, tylko sobie to wziął... Informacja o tym, że Katarzyna Gwizdała poznała swojego męża dzięki Wojciechowi Fibakowi, była opisana wcześniej w mediach. Ale opowieści Fibaka o gotowości pana X do spotkania ze mną mogły być pomówieniem. Nie kontynuowałam znajomości z Fibakiem ani nie zaczęłam spotykać się z X, gdyż obawiałam się, że mogłoby to wymagać ode mnie większych poświęceń niż pocałunek!
Opis pocałunku z Fibakiem brzmi naprawdę obleśnie. Współczujemy wszystkim dziewczynom, które coś takiego spotkało.