Poszukiwania rzekomo "zaginionej" Madzi Waśniewskiej kosztowały podatników aż pół miliona złotych. Takie nakłady pochłonęło zaangażowanie do poszukiwań specjalistów, ciężkiego sprzętu i radiowozów, które trzeba było zatankować. Wszystko przez to, że Katarzyna W. wymyśliła historię o porwaniu, aby ukryć fakt, że jej córka została zabita.
Trudno w tym momencie oszacować, jaka to dokładnie będzie kwota - wyjaśnia prokurator Zbigniew Grześkowiak w rozmowie z Faktem. Na ten temat wypowiedzą się służby, które brały udział w poszukiwaniu porwanego dziecka.
Zdaniem Prokuratury Okręgowej z Katowicach, rachunkiem powinna zostać obciążona sprawczyni zamieszania, Katarzyna W, sądzona obecnie w sprawie zabójstwa córki. Prokurator Grześkowiak zamierza wystąpić do sądu z wnioskiem o to, by zwróciła skarbowi państwa całą zmarnowaną kwotę.
Trudno wystawić dokładny rachunek - wyjaśnia detektyw Arkadiusz Andała. Ale trzeba pamiętać, że to wszystko, co działo się przez tydzień od zgłoszenia porwania aż do aresztowania Katarzyny W, kosztowało nas co najmniej 400 tys zł. Trzeba wziąć pod uwagę pracę policji, straży, prokuratorów, wypożyczenie georadaru, rozmowy telefoniczne, paliwo do radiowozów, koszty sprzętu, jaki używają strażacy i wiele innych.
Niestety, jak przyznaje prokurator, szanse na to, że Katarzyna W odda państwu pieniądze, nie są zbyt wielkie.
Jej sytuacja materialna nie jest korzystna - mówi Grześkowiak. Kobieta nie pracuje, utrzymywał ją mąż, nie mieli wspólnego trwałego majątku. O jej wypłacalności zadecyduje sąd.
Z tego co pamiętamy, zarabiała całkiem nieźle na robieniu striptizu w nocnym klubie.