Maja Sablewska lubi opowiadać publicznie o swoim stanie zdrowia i wizytach u lekarzy. Wiemy już, dlaczego jej oczy mają różne kolory. Dowiedzieliśmy się także, że dieta "zmieniła rysy jej twarzy". Była menedżerka gwiazd nie omieszkała wspomnieć, że korzysta z botoksu i kwasu hialuronowego.
W najnowszym wywiadzie Sablewska opowiada o dramatycznym poranku w Stanach Zjednoczonych, gdy dostała ataku alergicznego po... wypiciu soku z marchwii.
Wypiłam rano sok z marchewki, który sama zrobiłam. Okazało się, że tam wylądowały te wiórka od marchewek – wspomina w rozmowie z TTV. To spowodowało coś w moim organizmie, że dostałam uczulenia jeszcze gorszego niż za czasów dzieciństwa.
Nagle zaczęłam puchnąć, na moim całym ciele pojawiały się jakieś bąble, nie mogłam oddychać. Powiedziałam do Toli "wołaj karetkę, bo chyba coś złego się ze mną dzieje". Przyjechali lekarze i jak zobaczyli, w jakim jestem stanie, to od razu mnie wzięli na ręce i tak naprawdę byłam reanimowana w karetce.
Zapewnia, że od tamtej pory nosi przy sobie strzykawki z adrenaliną.