Sprawozdania partii politycznych z wydawania pieniędzy z budżetu państwa wywołały ogromne emocje. Także to, że premier ubiera się na oficjalne wizyty z pieniędzy partyjnych. Tomasz Lis uważa, że dyskusji wokół tematu nie byłoby, gdyby Donald Tusk po prostu więcej zarabiał. Porównuje jego pensję do tego, co dostają reporterzy serwisów informacyjnych TVN-u i Polsatu, ok. 19 tysięcy miesięcznie.
Nie bądźmy dziadowskim krajem. Jeżeli pensja premiera jest poniżej pieniędzy dobrego reportera "Faktów" czy "Wydarzeń", to jest to kuriozum. Premier musi zarabiać 40-50 tys. złotych. I nie będziemy mieli takich śmiesznych dyskusji – powiedział na antenie TOK FM. Mam nadzieję, że finałem całej dyskusji o finansach partii nie będzie jeszcze większe dziadostwo w polskiej polityce. Rozmawiałem w tym tygodniu z kilkoma politykami i mówili, bez pretensji, o realnym dziadostwie i biedzie. Ogromna większość parlamentarzystów nie korzysta z garniturów Kenzo. Mają tylko jeden garnitur na kadencję i dwa krawaty. Na eksperta, który pomógłby pracować nad ustawą, to pieniędzy nie ma już w ogóle.
Lisowi wtóruje Janusz Palikot, który twierdzi, że jest zażenowany tą dyskusją i tym, że premier musi kombinować, by pozwolić sobie na reprezentacyjny strój:
Premier w Polsce powinien dziś zarabiać w granicach 50 tys. zł. To europejski standard, który pozwala mu kupić garnitur, cygaro i wino. My się wstydzimy, jak nas pytają o te garnitury. Bo to obciach, że premier musi kombinować, skąd wziąć na garnitur. To wstyd. Kto do tego doprowadził? Tusk z Kaczyńskim. Bo decydowali, nie kupimy samolotu dla VIP-ów, bo będzie to uznane za arogancję i "Super Express" o tym napisze; nie podnosimy pensji najważniejszym osobom w państwie, bo co ludzie powiedzą.