Jarosław Kret przeżywa ostatnio ciężkie chwile. Jego porzucona partnerka zdecydowała się ujawnić publicznie niezręczne szczegóły z ich wspólnego życia. Wyznała m.in. że pogodynek, który lubi podkreślać swoją więź z 3-letnim synem, przepadł gdzieś... na 2 dni przed jego narodzinami. Wrócił dopiero po dwóch tygodniach.
Potem, jak twierdzi żona, kiedy rozpoczynał już swój związek z Tadlą, okłamywał ją, syna i własną matkę, że jest chory i dlatego nie może spędzić z nimi wigilii. Okazało się, że wspólne święta obiecał po prostu nowej kochance...
Szum medialny wokół Kreta zaniepokoił ponoć jego szefów z TVP. Pogodynek przestraszył się, że po takiej kompromitacji wyrzucą go z pracy. Aby temu zapobiec, rozważa ponoć "ocieplenie wizerunku" za pomocą... założenia oszukiwanej partnerce pozwu o zniesławienie.
Niestety, w rozmowie z tygodnikiem Twoje Imperium Kret odmówił komentarza w tej sprawie.
Dla dobra mojej rodziny nie komentuję kłamliwych informacji, które pojawiły się na temat mnie i swoich bliskich - oświadczył.
Czyli idzie w zaparte, że Kosturkiewicz bezpodstawnie go oczernia. Będzie mu chyba trudno to udowodnić, bo nawet matka Kreta ma podobne zdanie na jego temat.
Niedawno w rozmowie z prasą wyznała ze smutkiem, że "nie tak go z mężem wychowali".