U Beaty Tadli i Jarosława Kreta nadal niewesoło. Była partnerka pogodynka, Małgorzata Kosturkiewicz, udzieliła niedawno wywiadu, w którym w ostrych słowach oskarżyła go, że opuścił ją dwa dni przed narodzinami ich dziecka. Twierdzi też, że wymigał się z obiecanej wspólnej Wigilii, żeby... spędzić ją z Beatą.
Na tym jednak nie koniec. Kilka dni temu mąż Tadli, Radosław Kietliński, złożył w sądzie pozew o rozwód. Tadla dowiedziała się o tym podobno z tabloidów.
Beata była przekonana, że rozstała się z Radosławem w zgodzie – mówi jej koleżanka cytowana przez Flesz. Mieli poprawne stosunki i cały czas na bieżąco uzgadniali sprawy dotyczące wychowania Jaśka. Tak samo miało być z rozwodem. Była pewna, że się rozwiodą bez awantur i wzajemnych żądań.
Kilka tygodni temu wysłała do Radka propozycję ugodowego pozwu rozwodowego, do którego miał się odnieść. Ale on postanowił złożyć w sądzie własny pozew, w którym argumentuje, że nie mogą być już razem, bo... Beata układa sobie życie u boku Jarosława Kreta. Tymczasem sam mieszka z kobietą! I to od dawna - oskarża go "przyjaciółka" prezenterki. Z tego, co wiem, na dodatek Radek żąda alimentów do Beaty oraz ich wspólnego domu tylko dla siebie. Ona teraz bardzo żałuje, że nie rozwiodła się od razu po rozstaniu.
Życzymy Beacie tylko jednego: żeby Jarek nigdy nie powiedział jej w wywiadzie tego, co swojej byłej. To mogłoby być dla niej naprawdę bolesne.