Viola Kołakowska postanowiła znaleźć sobie miejsce w polskim show biznesie. Stara się więc zostać "głosem kobiet" zarażonych wirusem HPV, który jest przenoszony drogą płciową (zaraża nim chociażby Michał Wiśniewski). W najnowszym wywiadzie matka dzieci Tomasza Karolaka tłumaczy, że temat wcale nie jest wstydliwy.
To nie jest choroba rozwiązłych kobiet, co czasem można przeczytać w Internecie. To bzdura. Aby zarazić się wirusem HPV, wystarczy mieć jednego partnera. Ja prawdopodobnie przez lata byłam nosicielką, zupełnie o tym nie wiedząc – tłumaczy w rozmowie z Show. Zdecydowałam się mówić o chorobie nie po to, aby się lansować, ale by opowiedzieć o trudnym doświadczeniu, które może spotkać każdą kobietę. Zawsze mnie zatrważało, że ludzie tak wstydzą się wszystkiego, co jest poniżej pępka, a dla kobiety intymne części ciała są przecież najważniejsze. W końcu jesteśmy matkami.
Kołakowska postanowiła także opowiedzieć, jak wyglądał u niej proces badań i późniejszego leczenia się.
Na początku ciąży wykonano mi profilaktyczne badania cytologiczne i nie wyszły dobrze. Myślałam, że to jakaś pomyłka, bo przecież jeszcze niedawno wszystko było w normie. Kolejne badania wykazały, że mam wirusa HPV, który spowodował tzw. nieinwazyjne stadium raka szyjki macicy – mówi we Fleszu. Po usłyszeniu diagnozy byłam w takim szoku, że wyobrażałam sobie wszystko, co najgorsze, i byłam bliska załamania. Bałam się, że stracę ciążę. Że nie będę mogła mieć więcej dzieci. To były naprawdę ciężkie chwile.
Sporo czasu zajęło mi uspokojenie się. Ale potem doszłam do wniosku, że synek uratował mi życie, bo gdyby nie to, że podczas ciąży przeszłam dokładne badania, to kto wie co mogłoby się stać – kontynuuje. Na szczęście okazało się, że to nie był nowotwór złośliwy. Wycięto mi szyjkę macicy, ale nadal mogę mieć dzieci. Jestem zdrowa. U mnie wszystko dobrze się skończyło, ale przy zakażeniu HPV nie ma pewności, że zagrożenie nie wróci, dlatego planuję się badać dwa razy w roku.