Beata Tadla zaczęła spotykać się z Jarosławem Kretem, będąc w trwającej od półtora roku separacji z mężem Radosławem Kietlińskim. Prezenterka uważała, że rozwód nie jest jej do niczego potrzebny, bo, jak potwierdzali jej znajomi, wszystkie kwestie wyjaśnili sobie "w zgodzie".
Sytuacja zmieniła się, gdy mąż Tadli postanowił, że nie zaakceptuje jednak rozwodu bez orzekania o winie. Beata jest tym bardzo rozczarowana.
To mąż pierwszy wyprowadził się z ich wspólnego domu, wchodząc w nowy związek - broni jej tygodnik Twoje Imperium. Tymczasem nie chce się zgodzić na rozwód bez orzekania o winie, chce wysokich alimentów od żony i domu, w którym nie mieszka od półtora roku.
Tadla chyba teraz trochę żałuje, że afiszowała się ze swoją nową miłością do kontrowersyjnego pogodynka, dostarczając mężowi argumentów.
Beata jest zdruzgotana - wyznaje w rozmowie z tabloidem znajoma prezenterki. Miała nadzieję rozwieść się elegancko i klasą, a tu taka niespodzianka. Teraz obawia się, że sprawa rozwodowa może się ciągnąć latami, bo nie zamierza płacić żadnych alimentów ani tym bardziej oddawać mężowi domu.