W piątek widzowie, kierowani zapewne sadyzmem, zdecydowali, że poobijany, kotuzjowany pogodynek, Jarosław Kret, ze stabilizatorem obejmującym cały bark i ramię prawie do łokcia, ma zostać w programie, kosztem odejścia z konkursu boksera Przemysława Salety. Kret uznał jednak, że mimo sympatii widzów (tylko czy to na pewno jest sympatia?), jego kończyny nie wytrzymają dalszych upadków i kontuzji i zrezygnował z uczestnictwa w programie.
Mam złamanie guzka większego kości ramienia - powiedział Faktowi. Od czasu wypadku codziennie chodzę na rehabilitację i czekają mnie jeszcze przynajmniej trzy miesiące rehabilitacji. Bardzo chce, żeby na jego miejsce powrócił Saleta:
To przesympatyczny człowiek, ma duży dystans do siebie i bardzo dobrze mu idzie - mówi Kret. To akurat trudno ocenić, gdyż Saleta właściwie nie zaprezentował jeszcze jazdy na łyżwach. Jeśli jednak idzie o umiejętność klęczenia i stania na lodzie, zdecydowanie wybija się na prowadzenie.