Jak już pisaliśmy, Prokuratora Okręgowa w Łodzi postanowiła przyjrzeć się bliżej finansom byłego chłopaka Patrycji Pająk oraz jego kolegów z łowickiej drogówki. Łukasz M. sam się zresztą przyznał, w toku wytoczonego byłej dziewczynie "procesu o implanty", że w czasie ich związku wydał na nią około 18 tysięcy złotych...
Oprócz sfinansowania jej operacji biustu, wymienił także przedłużanie włosów, prezenty oraz "kurs projektowania mody". Sąd uznał, że z tego wszystkiego należy mu się tylko tysiąc złotych za kurs i przy okazji zainteresował się, skąd szeregowy pracownik drogówki wziął tyle pieniędzy.
Okazało się, że Łukasz M. wraz z kolegami z pracy brał łapówki od zatrzymanych kierowców. Zobacz: Pająk zrobiła biust za łapówki?!
Śledczy ustalili, że łapówki brało 10 na 15 policjantów - pisze Fakt. Brali głównie od kierowców tirów jadących nocą z zagranicy. Nie obrażali się, gdy ktoś mógł dać tylko 20 zł. Czasem była to butelka wódki, innym razem ozdobny kufel do piwa. Zdarzało się, że jeśli kierowca nie miał gotówki, czekali aż przyniesie ją z bankomatu. Potem wypisywali mandat za błahe wykroczenie.
Zatrzymanych policjantów, w tym byłego chłopaka Pająk, sąd zdecydował się wypuścić za kaucją. Łukaszowi M. zebranie 40 tysięcy na opuszczenie aresztu zajęło zaledwie 2 doby.
Na szczęście dla Patrycji, sąd nie podjął decyzji o zatrzymaniu jej implantów jako dowodu w sprawie. Wszystko wskazuje bowiem na to, ze zostały kupione za pieniądze pochodzące z przestępstwa.
Gratulujemy. Tak właśnie robi się "kariery" w polskim show biznesie.