Kate Middleton i królewski potomek narażają brytyjskie media na duży stres. To oczywiście żart, ale dobrze oddaje nastrój panujący obecnie na Wyspach. Tabloidy wyliczyły bowiem, że termin porodu księżnej przypadnie na sobotę, 13 lipca. Nie została ona oczywiście oficjalnie potwierdzona, ale od początku ubiegłego tygodnia tłum dziennikarzy przed szpitalem św. Marii w Londynie gęstniał z dnia na dzień. Polskie redakcje również wysłały do Wielkiej Brytanii swoich reporterów. Tymczasem rzekomy termin rozwiązania minął i... no właśnie - nic.
Niedzielę książę William spędził z bratem Harrym na charytatywnym meczu polo poza Londynem. Kate z kolei odwiedziła swoich rodziców. Szybko pojawiły się plotki, że królewski dziedzic będzie spod znaku lwa, zatem musiałby przyjść na świat nie wcześniej, niż 23 lipca - co oznacza kolejny tydzień czekania. Rewelacje te potwierdziła po części księżna Camilla, żona księcia Karola i macocha Williama.
_**Wszyscy po prostu czekamy na telefon z radosną nowiną**_ - wyjaśniła w rozmowie z dziennikarzami podczas wizyty w Little Harbor Children's Hospice w Londynie. Mamy nadzieję, że pod koniec tygodnia ona lub on będzie już z nami.
Dodajmy, że na Wyspach niezwykle popularne są zakłady bukmacherskie o... płeć i imię królewskiego potomka. Co ciekawe, faworytką nie jest Diana, ale Charlotte i Alexandra, a wśród chłopców - George i James.