Przyjaciele i bliscy zmarłego nagle Cory Monteitha zgodnie twierdzą, że osobą, która najgorzej znosi tę przykrą sytuację, jest jego dziewczyna, Lea Michele. Para poznała się na planie serialu Glee w 2009 roku. Spotykali się od 14 miesięcy i ponoć planowali ślub. Tuż po powrocie Cory'ego z Vancouver mieli razem zamieszkać. Niestety, nie zdążyli.
28-letnia aktorka jest w bardzo złej kondycji psychicznej, jednak całą swoją energię skupia na poznaniu przyczyn śmierci ukochanego. Chociaż oficjalnie Monteitha zabiła mieszanka heroiny i alkoholu, a śledztwo zostało już zamknięte, Michele przepytuje jego przyjaciół i znajomych, chcąc dowiedzieć się więcej.
Chce porozmawiać z ludźmi, którzy widzieli go jako ostatni. Chce wiedzieć, co się stało, chce zrozumieć - przyznaje informator magazynu Radar. Lea wiedziała o uzależnieniu Cory'ego od narkotyków i bardzo wspierała go w walce z nim. Uważała, że jeżeli pokona swoje demony, nic innego go nie pokona. Jak na razie Lea jest w strasznym stanie, dopuszcza do siebie tylko kilka najbliższych osób i w żadnym wypadku nie nadaje się do wystąpień publicznych. Czuje się fatalnie, jest wrakiem człowieka. Po jego powrocie z Vancouver mieli jechać razem na wakacje do Meksyku, a następnie zamieszkać razem. Małżeństwo miało być następnym krokiem.
Zobacz też: Powstanie odcinek "Glee" dedykowany Monteithowi!