Jak już pisaliśmy, w zeszłym tygodniu Anna Przybylska trafiła do gdańskiego Centrum Medycyny Inwazyjnej. Przeszła tam operację usunięcia guza trzustki. Obecnie aktorka przebywa na oddziale intensywnej opieki pooperacyjnej i z niepokojem oczekuje na diagnozę. W jednym z ostatnich wywiadów wyznała, że w jej rodzinie wszyscy umierali na raka.
Wszyscy w mojej rodzinie umierali na nowotwory - powiedziała. Ja się badam, ponieważ jestem obciążona genetycznie zarówno ze strony ojca jak i matki. Badam się również dlatego, że jestem matką trójki dzieci i chciałabym się ustrzec przed chorobą. Wiadomo, że schorzenia wcześnie wykryte można leczyć. Dzięki profilaktyce możemy przedłużyć swoje życie.
Zdaniem prof. Jana Lubińskiego, nie ma sensu denerwować się na zapas.
Guz trzustki może być guzem zapalnym, który daje silne objawy bólowe, ale nie zagraża życiu - uspokaja Przybylską w dzisiejszym Super Expressie. Ale może też być nowotworem, wtedy rokowania są niedobre, ponieważ często występują przerzuty.
Prawdopodobnie po wycięciu guza, szpital przeprowadzi rutynowe badanie histopatologiczne, które wykażą, czy wszystko jest w porządku. Trzymamy kciuki.
Okazuje się też, że mąż Ani, Jarosław Bieniuk, nie znalazł czasu, by odwiedzić ją w szpitalu przed ani po operacji, bo był na zgrupowaniu. Dzwoniącemu do niego dziennikarzowi Faktu powiedział tylko, że nie może rozmawiać, bo "za rozmowy telefoniczne grożą mu kary".