Związek Adrianny Biedrzyńskiej z Marcinem Miazgą przeżył kilka trudnych chwil. Najciężej było, gdy na jaw wyszło, że Mizga wyciągnął pieniądze od znanych znajomych żony. Namówił ich na wspólne inwestycje, ale niestety pieniądze przepadły. Wybuchł po tym skandal, który bardzo zaszkodził karierze aktorki.
Wpłacaliśmy pieniądze maklerowi na giełdzie i straciliśmy - wyjaśnia po latach mąż aktorki, po czym zapewnia, że sprawa jest już wyjaśniona: To zwykłe oszczerstwo. Wszystkie pieniądze zostały oddane - twierdzi w Fakcie. Mam dokumenty, które to potwierdzają.
Wersję Miazgi potwierdza jeden z jego znanych wierzycieli, Tomasz Stockinger: Sprawy między mną a panem Miazgą są dawno załatwione. Zawarliśmy umowę w sądzie. Dostałem w powrotem wspólnie zainwestowane pieniądze.
Kiedy w 2003 roku wypłynęła afera finansowa, Biedrzyńska z płaczem zapewniała, że lada moment wniesie o rozwód. Później się jednak rozmyśliła. Ostatecznie para wytrzymała razem 19 lat. Niedawno coś się między nimi popsuło. Biedrzyńska wyjechała na występy do Kanady i wróciła "odmieniona". Okazało się, że na miejscu kogoś poznała.
Po prostu wyrzuciła mnie z domu - żali się Miazga w tabloidzie. Wszystko dla nowego faceta, który zajął moje miejsce. Po 19 latach małżeństwa rzuciła mnie i to przez telefon!
Zdaniem znajomych aktorki, zachowuje się jakby postanowiła postawić wszystko na jedną kartę.
Zupełnie tego nie rozumiem - mówi jej znajomy. Marcin wychowywał jej córkę, którą do dziś traktuje jak swoje własne dziecko, to on prowadził dom, dbał o wszystkie sprawy, by Ada mogła się spełniać zawodowo.
Aktorce w jednej chwili udało się wywrócić do góry nogami całe swoje dotychczasowe życie. W tym samym czasie gdy jej dom opuścił Miazga, odeszła także córka Biedrzyńskiej. Z matką nigdy nie były blisko. Miazgę zawsze traktowała jak ojca, choć nie łączą ich więzy krwi. Sprawa wygląda na nie do naprawienia. Mąż aktorki złożył już w sądzie pozew rozwodowy.