Kuba Wojewódzki skończy 2 sierpnia 50 lat. Udzielił z tej okazji wywiadu tygodnikowi Polityka. Chwali się w nim, że "postanowił zrobić sobie naprawdę narcystyczną fetę" i urodziny spędzi na Przystanku Woodstock, gdzie będzie go słuchać "pół miliona ludzi".
Wojewódzki jak zwykle narzeka też, że wszyscy mu zazdroszczą samochodów i "kilometrowego apartamentu". Wyjaśnia też swoje podejście do życia i pracy w telewizji. Jego zdaniem w naszym kraju trzeba "walić prosto w ryj, albo ciebie walną":
W Polsce, w 2013 r., jest jakaś duża grupa ludzi, która nie chce myśleć, nie chce mieć wolności, nie chce demokracji, nie chce prawdy. Oni chcą bezpieczeństwa. A ja im je zabieram, bo lubię czochrać tę naszą rzeczywistość pod włos. Lubię mówić w poprzek. Posługując się sportową metaforyką, kiedy wszyscy stoją na mecie i pada strzał, biegną w jedną stronę. Ja lubię odwrócić się i spierdolić w drugą.
Kocham ten kraj - dodaje. Swoją indywidualną miłością, do której nikt mi prawa nie zabierze. Choć nie jest to kraj metafory, parafrazy, hiperboli. Tutaj albo walisz prosto w ryj, albo ciebie walną.
Tłumaczy też, dlaczego tak boi się powrotu do władzy Prawa i Sprawiedliwości:
Kiedy rządziła IV RP, ktoś próbował mnie wmanewrować w narkotyki, więc moje lęki związane z braćmi kiedyś, a teraz jednym bratem Kaczyńskim, mają uzasadnienie.
Narzeka też na to, że w Polsce wciąż obowiązuje moralność katolicka:
Wkurwia mnie, jak w naszym kraju doprowadzono do segregacji, że ta zbitka Polak-katolik znowu zaczyna być obowiązującą matrycą rozliczania moralności czy niemoralności. Wkurwia mnie to, że mówi się o tym, że katolik i chrześcijanin to jest jeden człowiek godny miana człowieka przez duże "C". Rudolf Höss był katolikiem i dość pracowitym komendantem obozu koncentracyjnego.