Jan Borysewicz przez lata dbał o swój wizerunek prawdziwego rock'n'rollowca. Nie stronił od alkoholu i awantur. W historii show biznesu zapisała się wszczęta przez niego rozróba w jednym z warszawskich klubów, podczas której rycersko zwyzwał kelnerkę od kurew i wyjaśnił jej, że... "za chuja nie zapłaci".
Przypomnijmy: "Zaczął wyzywać kelnerkę od kurew!"
Jak zapewnił muzyk w rozmowie z Radiem TOK FM te barwne czasy to już przeszłość.
Przestałem pić - wyznał Borysewicz. Powiedziałem sobie, że przestaję i koniec. Bez żadnej terapii.
Jak się okazuje, jest "czysty" od 3 miesięcy. To oznacza, że jego postanowienie zbiegło się w czasie ze śmiercią Marka Jackowskiego, który przez większość życia zmagał się z chorobą alkoholową. Jego była żona, Kora, przyznała w swojej autobiografii: Marek przecież był ciężko chory, bo alkoholizm jest chorobą.
Borysewicz zapewnia jednak, że jedno z drugim nie miało nic wspólnego. Przełomowy okazał się upadek ze schodów podczas trwającej 2 i pół miesiąca imprezy z okazji jego urodzin.
Powiedziałem sobie, że już nie upadnę - zarzeka się w radiu. Po moich urodzinach zostały 2 butelki whisky. Stoją u mnie w domu i patrzę na nie, by zapamiętać ten dzień, w którym powiedziałem "koniec".
Przypomnijmy, że alkohol nie jest jedynym problemem Jana Borysewicza: