W niedzielę Dorota Rabczewska przekonała się boleśnie, że nie będzie zawsze noszona na rękach. Rzuciła się ze sceny podczas koncertu na dożynkach w Mszanie. Fani jej nie złapali i Doda spadła na ziemię. Po wyzycie w szpitalu poleciała na umówione otwarcie sklepu w Krakowie. Helikopterem. Zobacz: Doda w kołnierzu ortopedycznym! Z ĆWIEKAMI (ZDJĘCIA)
Piosenkarka udzieliła już wywiadu, w którym wyjaśnia okoliczności wypadku. W rozmowie z interia.tv wyjaśnia, że podczas upadku uszkodziła odcinek szyjny kręgosłupa:
Od kilku lat mam poważne schorzenie kręgosłupa w odcinku lędźwiowym, jestem po dwóch poważnych operacjach. A teraz mam do kompletu odcinek szyjny bardzo uszkodzony w wyniku niefartownego skoku, który miał miejsce na ostatnim koncercie. W ogóle nie powinno mnie tu teraz być, ale przyjechałam specjalnie, żeby spotkać się na godzinę z moimi fanami.
Rabczewska prosi też, żeby nie obiążać odpowiedzialnością za jej upadek mało oddanych fanów, bo... "może im się coś stać". Co ma dokładnie na myśli?
Robiliśmy to już 20. raz. Wszyscy byliśmy przyzwyczajeni, każdy wiedział co ma robić, była to część każdego show. Jak w przypadku każdego nieszczęśliwego wypadku ciężko znaleźć winnego i nikt nawet go nie szuka - mówi Dorota. Obciążanie młodych ludzi lub kogokolwiek jest nie na miejscu, bo może im się po prostu coś stać.