Jak już pisaliśmy, przebywająca w domu dziecka 11-letnia córka Anny Samusionek, Andżelika Zuber, trafiła wczoraj do szpitala. Została tam odwieziona w asyście policji. Jak w rozmowie z Faktem zapewnia lekarz dziewczynki, można było jej oszczędzić i tego stresu. Jej rodzice są jednak zbyt zajęci nienawidzeniem się.
Niestety, lekarzowi odmówiono widzenia z Andżeliką. Jak informuje tabloid, dziewczynka przewróciła się i zwichnęła kolano. Ponieważ cierpi na wrodzoną koślawość nóg i od lat pozostaje pod stałą opieką ortopedy, zadzwoniła po niego. I tu zaczęły się komplikacje.
Nie zostałem wpuszczony do dziecka z polecenia pani dyrektor - wspomina w rozmowie z tabloidem dr Ireneusz Abramczyk. Nie chciałem opuścić placówki, w związku z czym pojawiła się policja i straż miejska. Tyle dobrego, że wezwali pogotowie. Cierpiąca Andżelika oczekiwała na przyjazd karetki ponad 2 godziny.
Po wstępnym badaniu została przewieziona, nadal w asyście policji, do jednego z warszawskich szpitali. Ojciec Andżeliki zapowiada, że nie puści tego płazem.
To, co się wydarzyło, jest po prostu niedopuszczalne - oburza się w tabloidzie. Pani dyrektor nie ma prawa nie dopuścić do cierpiącego dziecka jej lekarza rodzinnego! Po prostu nie ma takiego prawa. To na zlecenie matki Andżeliki doktor Abramczyk nie mógł do niej wejść. Tą sprawą zajmie się Rzecznik Praw Dziecka.
Jak twierdzi Zuber, pogorszenie stanu zdrowia dziewczynki jest wynikiem zaniedbań popełnionych przez jej matkę.
To Anna Samusionek zaprzestała rehabilitacji dziecka, twierdząc, że wkładki do butów to wstyd - oskarża ojciec Andżeliki. Nie chciała, by Andżelika się w nich pokazywała. Córka zadzwoniła do mnie ze szpitala, bo boi się, że jej matka tam się zjawi i ją zabierze ze sobą.
Jak dodaje Fakt, Andżelika zdążyła już wrócić do domu dziecka. Pojawiła się tam też jej mama, jednak dziecko ponownie odmówiło spotkania z nią.