Ania Świątczak 24 czerwca pisała na blogu, że jest w 4 tygodniu ciąży, miesiąc później Michał twierdził, że to przełom 3 i 4 miesiąca... Cudowne przyspieszenie?
To nie jedyne nieścisłości. Nasza czujna czytelniczka wyłapała wiele szczegółów, które każą nam wątplić w to, czy Ania faktycznie poroniła w kwietniu tego roku...
Oczywiście wiemy, że Wiśniewski pisze często swojego bloga po pijaku, ale czy można tym wytłumaczyć takie wpadki:
19 lipca Michał napisał, że Ania jest "na przełomie 3-4 miesiąca" i już widać brzuszek. To ciekawe, bo niecały miesiąc wsześniej, 24 czerwca, ona sama pisała, że to... czwarty tydzień. Co ciekawsze, wcześniej pisał, że Ania ma wysoki poziom przeciwciał cytomegalii, a potem razem twierdzili, że to właśnie przez cytomegalię Świątczak poroniła. Jest jeszcze jedna dziwna nieścisłość - skoro Ania ma urodzić dziecko na przełomie grudnia i stycznia, to w ciążę musiała zajść na początku kwietnia, a w kwietniu przecież poroniła!
Jeżeli trzymać się pierwszego wpisu Ani z 24 czerwca, w ciążę musiała ona zajść miesiąc wsześniej - pod koniec maja. Łatwo wyliczyć, że przewidywany termin porodu dla takiej ciąży to koło 20 lutego, a nie przełom grudnia i stycznia.
Czy Ania i Michał naprawdę wymyślili to poronienie? Nie wyobrażamy sobie powodu, żeby coś takiego zrobić, zresztą nie jest to chyba nic nagannego, po prostu próba grania na ludzkich emocjach - to w czym Michał zawsze był ekspertem.