Wydawać by się mogło, że Ilona Felicjańska opowiadała już o wszystkich swoich sprawach prywatnych. Było o uzależnieniu od alkoholu, o mężu zmuszającym ją do seksu oralnego i o spłacaniu jego długów. Celebrytka napisała już dwie książki, ponoć pracuje nad trzecią (!), jednak wciąż jej mało. Pisze bloga.
W nowym wpisie wspomina czas, kiedy cała Polska dowiedziała się o jej alkoholizmie. Przypomnijmy: Ilona staranowała trzy samochody zaparkowane przy ulicy i chciała jechać dalej - na szczęście świadkowie zabrali jej kluczyki. Miała 2,3 promila alkoholu we krwi.
Moje życie było zmarnowane. Moja kariera legła w gruzach, a przyjaciele zniknęli, jakby byli tylko dymem na wietrze - żali się. Nie miałam już nawet łez, żeby płakać. Pamiętam też, że w te dni bardzo nie chciałam żyć. Ostatni bastion mojej obrony - dzieci - legł w gruzach. Przez długi czas to właśnie dla nich chciałam żyć. Ale kiedy pojawiła się "ta" myśl, znalazłam się na samym dnie. Jedna prosta myśl: "Po co moim dzieciom taka matka?". Byłam pewna, że świat jest niesprawiedliwy, bo przecież całe życie pomagałam innym, całe życie dbałam, żeby inni byli zadowoleni. Nakarmieni, ugoszczeni, pochwaleni, obdarzeni należytymi honorami. Całe życie dbałam, żeby wszyscy mnie lubili - wylicza swoje dobre uczynki w Na temat. I w zamian za wszystkie te lata i starania, kiedy popełniłam błąd okazało się, że to wszystko jest nic niewarte. Że się nie liczy. Że nie ma znaczenia to, co robiłam wcześniej.
Wszystkie te uśmiechy, poklepywanie po plecach, pochwały - wszystko to było tylko na pokaz. Wtedy właśnie z pełną jaskrawością zobaczyłam, że jestem nikim. Że nie jestem nic warta. Że cała ja i cała moja dotychczasowa praca nie są warte funta kłaków... To były najczarniejsze dni mojego życia.
Możemy coś doradzić? Ilona, znajdź sobie może jakąś pracę. Przestaniesz wtedy tyle myśleć o sobie.