Ksiądz Jacek S. w styczniu 2012 roku zgłosił się na komisariat policji w podwarszawskim Legionowie. Żalił się, że jest prześladowany. Jako dowód pokazał funkcjonariuszom SMS-a, w którym ktoś groził mu, że "zabije go jak psa". Klika dni później przyniósł kartkę, którą znalazł za wycieraczką. W trakcie śledztwa okazało się, że był na niej zapisany telefon 19-letniej Wioletty S. Dziewczyna przyznała, że zostawiła ją księdzu. Wyjaśniała, że duchowny zgwałcił ją, gdy miała 14 lat, a potem płacił za seks... kupując jej ubrania.
Dostawałam fajne ciuchy, koleżanki mi zazdrościły. Mamie mówiłam, że to okazja z przeceny. Wnoszenie zakupów do jego kawalerki zawsze się kończyło w łóżku. Ale już nie musiał używać siły – mówi nastolatka w rozmowie z Wprost. Ja się w nim zakochałam. Mówił, że zostawi Kościół, będzie moim mężem. Chodziłam do niego kilka razy w tygodniu. Żeby mnie ośmielić, podrzucał mi filmy pornograficzne. Zerwaliśmy rok temu, bo znalazł sobie inną dziewczynę.
Później Wioletta S. przyznała, że nie powiedziała policji całej prawdy. Nastolatka zaszła w ciążę z pedofilem, który prowadził młodzieżową świetlicę: Pod koniec 2010 r. byłam w ciąży z Jackiem. Postanowiliśmy powiadomić o tym moich rodziców, bo ja nie miałam jeszcze 17 lat.
Oskarżony o pedofilię duchowny utrzymuje natomiast, że dał nastolatce pieniądze "tylko" na usunięcie martwego płodu.
Nie wiem. Jacek dał 3 tysiące złotych na zabieg. Obiecywał, że nic się między nami nie zmieni, a potem traktował mnie jak powietrze - wspomina. Wtedy zostawała u niego na noc inna dziewczynka z klasy. Nie potrafiłam się z tym pogodzić. Zawaliłam szkołę, choć wcześniej byłam prymuską, wpadłam w depresję.
Wprost opisuje też zabawy księdza z dziewczynami:
Wieczorami po osiedlu niosło się głośne tur-tur po chodnikach. To ksiądz Jacek S. z grupą uczennic jeździli na rolkach. Kazał im się trzymać za ręce. Gdy któraś się potknęła co było nieuniknione wszyscy wpadali na siebie. Było dużo śmiechu, bo w tej kotłowaninie ksiądz dziewczynki łaskotał.
Proboszcz parafii, w której pracuje Jacek S. zapewnia, że jego wikariusz jest oddany pracy z dziećmi. W komentarzu dla gazety broni go:
To gorliwy duszpasterz, który cały swój wolny czas poświęca dzieciom. Założył chórek Aniołki, jeździ z uczniami na obozy, wycieczki, zabiera ich na basen. Rodzice są zachwyceni.