Krystyna Janda po śmierci męża i wyprowadzce dzieci nadal mieszka w przedwojennym domu w podwarszawskim Milanówku. Willa jest wpisana do krajowego rejestru zabytków i jak każdy szanujący się zabytek, ma burzliwą historię.
Koleje losu samego domu są dramatyczne, ściśle związane z Powstaniem Warszawskim i obozem przejściowym w Pruszkowie, z kolejnymi właścicielami i ich rodzinami, a pół cmentarza milanowskiego zajmuje kwatera betonowych krzyży, to groby ludzi, którzy umarli w mojej - dziś - sypialni - pisze aktorka na swoim blogu. Wtedy była to sala szpitalna, gdzie leżeli najciężej ranni. Zdarzyło się i nam, naszej rodzinie tutaj, kilka rzeczy znaczących i prawie niemożliwych, niewiarygodnych, z pogranicza guseł, czarów i zabobonów, ale niewątpliwie COŚ w tym domu, miejscu jest. W tych murach COŚ trwa.
Janda wyklucza jednak możliwość wyprowadzki.
Tu urodzili się moi synowie, tu co roku cała rodzina gromadzi się z okazji świąt, w tym domu umarł mój ojciec i mój mąż. Moja babcia stale rozmawiała z zaświatami, więc i ja się odważę - deklaruje.
Trzymamy kciuki. W razie problemów może zadzwonić do koleżanki z Na Wspólnej - twierdzi, że zna się na czarnej magii.