Lech Wałęsa wywołał w tym tygodniu mały skandal dyplomatyczny skarżąc się publicznie na "prowokacyjne" jego zdaniem zachowanie celników na lotnisku Heathrow w Londynie. Były prezydent brał udział w światowej premierze filmu o sobie - Wałęsa. Człowiek z nadziei, która odbyła się w ramach tamtejszego Festiwalu Filmowego. W drodze powrotnej został poddany rutynowej kontroli, co bardzo go oburzyło. Zobacz: Lotnisko odpowiada Wałęsie: "Podlega takim procedurom JAK WSZYSCY"
Pracownicy polskiej ambasady w Londynie tłumaczyli, że pomijanie sprawdzania bagażu byłym urzędnikom państwowym - a takim właśnie jest Wałęsa - to tylko dobra wola, a nie obowiązujące procedury. Polityk został poddany więc takiej samej kontroli, jaką przechodzą miliony Polaków podróżujących po całym świecie. Okazuje się jednak, że przyczyną przeszukania nie była, jak twierdził Wałęsa, złośliwość "celników nie lubiących Polaków", ale fakt, że... próbował wnieść na pokład samolotu sześć litrów szampana!
Po premierze filmu Wałęsa otrzymał nie tylko owacje na stojąco, ale również 4 butelki drogiego szampana, po 1,5 litra każda. Wrzucił je do bagażu podręcznego, choć, jak od prawie 10 lat nakazują przepisy Unii Europejskiej, nie mogą się tam znajdować płyny o objętości większej niż 100 ml. Ma to zapobiegać przede wszystkim zamachom terrorystycznym - w ten sposób w samolocie mogłyby znaleźć się ładunki wybuchowe. Kiedy prześwietlono bagaż byłego prezydenta i zobaczono cztery butelki, kazano mu oczywiście otworzyć walizkę i wyjąć alkohol.
Pocieszające jest to, że nie poszło jednak o zwykłe majtki i dziurawe skarpetki, ale o sześć litrów dobrego szampana, co powinno jednak dobrze wpłynąć na nasze poczucie narodowej dumy - pisze Paweł Reszka z Tygodnika Powszechnego, który ujawnił prawdziwe powody awantury na Heathrow. Aż szkoda, że L.W. tak długo to przed nami ukrywał.
Czyli "zagadka" się wyjaśniła. Na zdrowie.
**_
_**