Na ekrany kin wszedł film, ponoć oparty na faktach, o życiu Przemysława Chrzanowskiego, cierpiącego na porażenie mózgowe. 33-letni obecnie Przemek porozumiewa się z otoczeniem za pomocą ruchów powieką oraz 4500 symboli w języku Blissa. Jego życie stało się inspiracją dla ciepłego, budzącego nadzieję filmu, który zdobył już wiele nagród na całym świecie. Szkoda tylko, że nie ma zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością.
Przemek nie wspomina dobrze swojej współpracy z ekipą filmową.
Czuję się wykorzystany - mówi, używając symboli oznaczających "wykorzystanie" i "kamera". Potraktowany jak szmaciana lalka. Nie chce mi się żyć. Jestem coraz bardziej samotny.
Jak informuje Super Express, po wykorzystaniu jego życiorysu, nikt z ekipy nawet nie pofatygował się, by streścić mu dalsze losy filmu. O tym, że okazał się on sukcesem, Przemek dowiedział się z radia. Nikomu też nie przyszło do głowy zaprosić go na premierę...
Reżyser obiecywał, że o mnie nie zapomni, ale od tamtego czasu już się nie odzywa - mówi Chrzanowski, używając do wypowiedzi symboli Blissa i zanosząc się kaszlem.
Przemek dusi się z powodu astmy alergicznej, bo nie stać nas na leki - mówi jego matka. Leży na materacu w bidulu i nikomu nie jest już potrzebny. Od reżysera dostał na waciki. A ten film jest komercyjny, nastawiony na robienie kasy.
Reżyser Chce się żyć, Maciej Pieprzyca, twierdzi, że nie rozumie pretensji Chrzanowskich.
Pani Zofia zadzwoniła, że nie ma zaproszenie i oddałem jej własne. Rzeczywiście po zakończeniu zdjęć nie byłem u Przemka, ale interesowałem się jego losem, nie wykorzystałem go - broni się w tabloidzie, dodając, że za możliwość przedstawienia dramatycznego życia Przemka jako kasowej bajki, obiecał mu specjalny komputer zaprojektowany dla osób, mających problem z komunikowaniem się ze światem. Komputer jednak nadal do Przemka nie dotarł.
Jestem sam - wyznaje prawdziwy bohater filmu. Moja historia nie jest taka cudowna jak na filmie.
Pamiętajcie, że wydając pieniądze na bilet na film, nie pomagacie jego bohaterowi.