Katarzyna Dowbor wspominała, że Jarosław Gugała i Tomasz Lis byli kiedyś dobrymi przyjaciółmi. Potem coś ich poróżniło, bo od lat się nienawidzą, mimo że, jak podkreśla ich była koleżanka, "to Gugała wylansował Lisa".
W nowym wywiadzie z Dziennikiem Gugała narzeka, że dziennikarze są coraz mniej szanowani. Wyznaje, że on też został napadnięty. Twierdzi, że mogło skończyć się bijatyką, bo "jest bardziej zadziorny niż Miecugow":
Grzegorza Miecugowa uderzył publicznie Oskar W., a ja miałem podobne zdarzenie, choć nie doszło do rękoczynów. W centrum handlowym zaatakował mnie obcy facet, zionący nienawiścią. Zrugał mnie wulgarnymi słowami, nazywając czerwoną szmatą. Dla mnie człowieka wywodzącego się z tzw. opozycji demokratycznej, to były najgorsze obelgi. Jestem bardziej zadziorny niż Miecugow i opowiedziałem mu w tym samym tonie. Gdyby podniósł na mnie rękę, to skończyłoby się bijatyką na środku sklepu.
Jeśli jednak nasza praca ma być jeszcze komukolwiek potrzebna, to musimy coś zrobić, żeby być wiarygodnymi dla ludzi - dodaje. Musimy przestrzegać zasad, żeby z prawdą nie było jak z d..., że każdy ma swoją. Ludzie muszą nam ufać.
Jak to zmienić? Zdaniem Gugały dziennikarze powinni się bardziej szanować. Krytykuje swojego byłego przyjaciela za sprzedawanie się w kryptoreklamach udających "prywatne" wpisy na blogu:
To było coś gorszego niż reklama, bo reklama zgodnie z przepisami jest oddzielona od dziennikarskiego przekazu. A to była po prostu kryptoreklama, która polega na zmieszaniu przekazu dziennikarskiego i reklamy. Wszystkie kodeksy etyczne mówią na ten temat to samo.
Przypomnijmy, że nie była to jego pierwsza: "Dzień z życia" Lisa z dziećmi to KRYPTOREKLAMA?