Radosław Majdan spędził samotnie kilka godzin w jednej z warszawskich restauracji. Towarzyszył mu duży pluszowy kangur. Piłkarz przesiedział przy stoliku to patrząc na zegarek, to dzwoniąc do kogoś z komórki. Opuścił lokal tylko po to, aby kupić gazety w pobliskim kiosku i natychmiast znów wrócił na posterunek przy stoliku, nerwowo zerkając na swój telefon komórkowy. Nikt się jednak nie zjawił, żeby dotrzymać mu towarzystwa.
Jeśli spotkanie w restauracji i maskotka miały być niespodzianką dla Dody, to najwyraźniej nieudaną. W świetle naszych ostatnich doniesień o przygotowaniach Majdana do wspierania żony w trudnych chwilach (zobacz: Majdan zalał się w trupa w dzień przed operacją Dody?)
, raczej trudno się dziwić Dorocie, że nie dała się wyciągnąć na randkę. Radek musi mieć teraz prawdziwego "moralniaka"...