Bogusław Linda dał się ostatnio zapamiętać z dość przykrej roli męskiej niani w serialu I kto tu rządzi? z Małgorzatą Foremniak. Jak sam przyznał, praca na planie była dla niego traumatyczna i zgodził się na nią tylko dla pieniędzy. To z pewnością pogorszyło jego i tak złą opinię o polskich produkcjach. W nowym wywiadzie ze Stopklatką porównuje polskie seriale do brazylijskich:
- Ostatnio zagrał pan w serialu "Paradoks". Czy seriale są obecnie wartościowsze?
- Na świecie stają się tym, czym w latach siedemdziesiątych były filmy fabularne. W realizowanych przez amerykańskie sieci kablowe serialach, takich jak "Breaking Bad", postaci wykreowane przez scenarzystów są fantastycznie rozpisane od strony psychologicznej. To produkcje ambitne i niekonwencjonalne. W filmach coraz większą rolę odgrywa natomiast technologia cyfrowa. To widowiska dla dzieci. Nie zapominajmy, że istnieją też seriale brazylijskie, w których przodujemy. Jesteśmy drugą Brazylią.
Lindę zapytano też o jego najbardziej kontrowersyjną rolę - w filmie Szamanka byłego "chłopaka" Weroniki Rosati, Andrzeja Żuławskiego. Linda przyznaje, że 72-letni reżyser to "człowiek lekko chory":
- Jak podchodzi pan do tego filmu?
- Andrzej Żuławski jest wielkim artystą. I to niezależnie od tego, co sądzi o Polsce, o mnie i o mojej partnerce. Nie schodzi poniżej pewnego poziomu.
- Docenia pan ten film?
- Zagranie w nim zbyt dużo mnie kosztowało, żebym go w jakikolwiek sposób cenił.
- Fakt, że dużo to pana kosztowało, to dobrze czy źle?
- Normalne, jak to z Żuławskim. To człowiek lekko chory.