Kuba Wojewódzki chyba zbyt pospiesznie ogłosił się "męczennikiem" oblanym "żrącą substancją" przez "brunatnego terrorystę". Policja najpierw wykazała, że celebryta nie został oblany niczym, co mogłoby zagrażać jego zdrowiu. Następnie gwiazdor TVN-u nie pomagał funkcjonariuszom w śledztwie. Zobacz: "Na koszulce NIE MA ŻADNYCH SUBSTANCJI zagrażających zdrowiu!" Za pośrednictwem Jarosława Kuźniara ogłosił, że "to co wykrzykiwał napastnik na razie zachowa dla siebie, bo prawa strona ma już dziś wystarczająco dużo kłopotów". Podtrzymał to także w trakcie składania zeznań. Nie chciał jednak powiedzieć, jakie dokładnie prawicowe hasła padły w trakcie ataku.
Jak podaje dzisiejszy Wprost, Wojewódzki... wycofał swoje zeznania. Podczas kolejnego przesłuchania zażądał, żeby fragment o prawicowych hasłach w ogóle wykreślić z protokołu. Celebryta już następnego dnia po zajściu nie wyglądał na zbyt zainteresowanego złapaniem sprawcy. Dopiero w miniony czwartek, półtora tygodnia po incydencie, przekazał policji kurtkę, którą miał na sobie w dzień ataku. Dodatkowo stwierdził, że nie ma czasu, bo "jest zbyt zapracowany".
Mówił, że nie powie, żeby z tego sprawy politycznej nie robić - mówi jeden z funkcjonariuszy we Wprost. Ale podczas następnego przesłuchania zażądał, by w ogóle wykreślić to z protokołu, bo nie pamięta, co napastnik wykrzyczał.
Kryminalistyczna ekspertyza żadnego żrącego płynu nie wykazała. Wynikło z niej jedynie, że podejrzane plamki to ślady fluidu, takiego do make-upu - pisze tygodnik. Policjanci z wydziału kryminalnego, bo to już oni przejęli dochodzenie w sprawie napaści, chcieli więc przebadać pozostałe ubrania. Dziennikarz obiecał dostarczyć kurtkę, ale na tydzień zapadł się pod ziemię. Nie odbierał telefonów.
Dziwię się, że poszkodowany unika kontaktów z policją - komentuje to policjant. To może wydawać się podejrzane.
Z pewnością doda to argumentów osobom śmiejącym się z "męczeństwa" Kuby.