W wydanej właśnie autobiografii żona premiera, Małgorzata Tusk, otwiera się na tematy prywatne i opisuje obszernie swoje relacje z dziećmi oraz mężem. Napisała m.in. nim, że był "jednak głupi" i "gapił się wyłupiastymi oczami". Wspomniała też o tym, jak zdradziła go ze znajomym politykiem.
Ostatecznie zadziałała metoda, którą sama Tusk określa słowami: Dajesz mężczyźnie niejasną nadzieję, później walisz po głowie, a on coraz bardziej wariuje na twoim punkcie.
Sposób okazał się na tyle skuteczny, że jeszcze na studiach postanowili wziąć ślub. Zamieszkali w ciasnym mieszkaniu teściowej. Po narodzinach starszego syna przeprowadzili się do hotelu asystenckiego Uniwersytetu Gdańskiego.
Jesienią 1987 roku spełniło się moje kolejne marzenie: urodziłam córkę - wspomina premierowa. Zawsze chciałam mieć dwójkę dzieci, syna i córkę. Córeczce daliśmy na imię Kasia, ale od początku była dla nas Gigą. Do dzisiaj ją tak różnymi wersjami tego przezwiska nazywamy. Kiedy zamieniliśmy 20 metrów w hotelu asystenckim na 60 w Sopocie, nie mogłam się odnaleźć w tej przestrzeni. Myślałam nawet o trzecim dziecku, żeby ją zapełnić, ale kiedy poruszyłam ten temat, dzieci, szczególnie Kasia stanowczo zaprotestowały. Dziś żałuję, bo dzieci dają szczęście i powinnam zdecydować się na trzecie.
Na szczęście mamy przynajmniej Kasię.