Hubert Urbański udzielił niedawno zaskakująco ostrego wywiadu w Newsweeku, w którym opowiedział, co działo się z nim przez ostatni rok. Wyznał, że prowadził program Bitwa na głosy, gdy umierał jego ojciec. Oskarżył przy okazji żonę, twierdząc, że nie chciała go wtedy wspierać i miała... oczy mordercy.
Po śmierci ojca nadal nie mógł na nią liczyć. W końcu zdecydował się na rozwód. Zobacz:
Julia Chmielnik postanowiła się w końcu bronić. W rozmowie z dziennikarzami odnosi się tylko do jednego zarzutu. Zapewnia, że nie ogranicza kontaktów ojca z dziećmi.
Dla Huberta, jakiego znałam, opowiadanie o bardzo osobistych sprawach w mediach zawsze było oburzające. Dziś stało się to jego własną strategią biznesową. Nie wiem, czy to akt desperacji czy frustracji - mówi we Fleszu. Jedną rzecz chciałabym sprostować. Hubert nigdy nie musiał walczyć w sądzie o opiekę nad dziećmi. Podział obowiązków rodzicielskich to pierwsza sprawa, jaką ustaliliśmy możliwie najrozsądniej, poza salą sądową.
Pozostałe kwestie przedstawione przez Huberta w wywiadzie, a dotyczące mnie osobiście, trudno mi komentować. Nie wystarczyłoby powiedzieć, że to nieprawda. Musiałabym publicznie opowiedzieć smutną i dramatyczną historię, a tego typu postępowanie zawsze budziło moje głębokie zażenowanie i tak jest również w tym wypadku. Ludzie, którzy wiedzą, jak było w rzeczywistości, nie oczekują, że będę cokolwiek udowadniać, czy się tłumaczyć. To mi wystarczy. Jakkolwiek wrogi dziś i obcy, był to człowiek bardzo mi bliski. Życzę mu, żeby ułożył sobie życie zawodowe i osobiste jak najlepiej.
Przypomnijmy ich szczery, medialny uśmiech: