Po ponad dwumiesięcznym namyśle, Prokuratura Rejonowa w Rykach postanowiła w końcu przesłuchać lidera discopolowego zespołu Weekend, Radosława Liszewskiego, w sprawie wypadku spowodowanego przez niego na torze wyścigowym w Ułężu. Doszło do niego pod koniec sierpnia tego roku. Prowadzący sportowe auto pod okiem licencjonowanego instruktora Liszewski wypadł z toru i ciężko ranił stojącego tam kamerzystę PoloTV. Mężczyzna z pogruchotanymi nogami i poważnymi obrażeniami wewnętrznymi trafił do szpitala. Niestety, jego śledziony nie udało się uratować.
Liszewski złożył zeznania dopiero w zeszły czwartek. Usłyszał zarzut z art. 156 Kodeksu Karnego dopuszczenia się nieumyślnego czynu, na skutek którego doszło do ciężkich uszkodzeń ciała innej osoby.
Jest to czyn zagrożony karą pozbawienia wolności do lat trzech - informuje w rozmowie z tygodnikiem Twoje Imperium Dariusz Burek z Prokuratury w Rykach. Jednakże w postępowaniu procesowym istnieje możliwość spotkania się sprawcy i poszkodowanego, co może wpłynąć na zmniejszenie kary.
Na szczęście dla Liszewskiego poszkodowany operator Paweł Hołubowicz nie wyklucza ugody.
Wiem, że miałem dużo szczęścia, że przeżyłem ten wypadek. To, że głowa i kręgosłup są całe, graniczy z cudem - mówi w rozmowie z tabloidem. Niestety czeka mnie prawdopodobnie kolejna operacja nóg, bo złamania, jakich doznałem, są bardzo poważne. Na szczęście będę mógł chodzić. Pytanie tylko, czy wrócę do takiej sprawności i życia jak przed wypadkiem. Nie wykluczam, że uda nam się załatwić sprawę polubownie, dlatego nie skomentuję decyzji prokuratury.
Liszewski niestety nie jest aktualnie dostępny dla dziennikarzy. Jego agent tłumaczy, że przebywa za granicą.