Jak już pisaliśmy, dzień przed Wigilią w warszawskim sądzie odbyła się kolejna rozprawa rozwodowa Katarzyny Figury i Kaia Schoenhalsa. Nie przyniosła niestety rozstrzygnięcia. Jak można było oczekiwać, każda ze stron pozostała przy swoim zdaniu na temat opieki nad dziećmi. Zarówno aktorka jak i jej mąż są przekonani, że drugie z rodziców nie nadaje się do sprawowania opieki nad córkami. Kai boi się, że Kasia będzie je woziła samochodem po pijaku, a ona z kolei, że tata będzie w nie "rzucał butem". Każde z nich walczy więc o wyłączne prawo opieki.
Miejmy nadzieję, że nie skończy się jak z córką Anny Samusionek.
Jak można się domyślać, przedświąteczne starcie w sądzie nie wprawiło małżonków w nastrój wzajemnej życzliwości. Figura i Schoenhals, którzy ponoć już zaczęli się jakoś dogadywać, a nawet spędzać razem weekendy w domu aktorki w Gdyni, znowu przypomnieli sobie o wzajemnych urazach.
Kasia w sądzie strasznie się zdenerwowała - wspomina w rozmowie z Super Expressem osoba obecna na rozprawie. Były krzyki, padały ostre słowa. Kasia zarzucała sądowi, że ten odrzuca jej wnioski. Przygotowała masę zarzutów przeciwko mężowi i jej mecenas zarzucała go pytaniami. Miało to wykazać, jak nieodpowiednim jest ojcem. Miało zapaść postanowienie co do zabezpieczenia kontaktów z dziećmi. Sąd w końcu obruszył się zachowaniem pary i oznajmił, że nie wydał postanowienia w tej sprawie. Zakończył rozprawę i wyznaczył kolejny termin.
Sporną kwestią pozostaje uregulowanie wizyt Koko i Kashmir w USA, gdzie mieszka ich ojciec. Figura nadal boi się, że kiedy Schoenhals zabierze je do siebie, ona już ich nigdy nie zobaczy. Ponadto pozostaje sprawa alimentów. Kasia domaga się... 20 tysięcy złotych miesięcznie, zaś Kai, mimo że szefuje dużej firmie, zajmującej się wystrojem luksusowych apartamentów, wcale nie wykazuje aż takich dochodów.