Jak już wczoraj pisaliśmy, notowania Tomasza Kaczmarka w Prawie i Sprawiedliwości spadły właściwie do zera. Władzom klubu nie spodobał się chybasposób, w jaki agent Tomek "stanął w obronie kobiety, którą kocha". Przypomnijmy, że groził mężowi swojej kochanki, że "wstanie i mu zajebie". Groził mu też jakimiś "niegrzecznymi chłopcami". Nie uściślił, czy chodzi mu o kolegów z partii, czy z burdelu, z którego właścicielem podobno się zaprzyjaźnił.
Jarosław Kaczyński doszedł do wniosku, że z pewnością nie jest to język parlamentarny i zapowiedział wyrzucenie "najmłodszego emeryta" z klubu PiS. Nie zdążył jednak tego zrobić, bo Kaczmarek w ostatniej chwili... sam złożył rezygnację.
Nie oszczędził sobie jednak soczystego i pełnego oskarżeń komentarza do całej sprawy. Jak twierdzi, "było na niego zlecenie", a to wszystko ze względu na jego niezwykle intensywną poselską pracę.
Ta cała nagonka na moją osobę i zlecenie, polegające na tym, żeby mnie zdyskredytować w oczach opinii publicznej, ale również podważyć moją pozycję w klubie Prawa i Sprawiedliwości, przynosi skutek - żalił się w rozmowie z reporterem Wiadomości. Należy to odczytywać jako akt zemsty za moje parlamentarne działanie. W ostatnim półroczu wystosowałem około trzystu różnych wystąpień. Ja nigdy się nie złamię, ja to bardzo mocno podkreślam i będę walczył o to, żeby Polska była krajem uczciwym.
Agent Tomek ogłosił też, że pozostanie wierny Kaczyńskiemu nawet po wystąpieniu z klubu. Ciekawe, czy prezes się ucieszył.
Przypomnijmy, że Tomek zabił też kilka lat temu kobietę, czego, jak wyznał, żałuje: "Przeżywam wypadek, w którym ZABIŁEM KOBIETĘ!" JECHAŁ 160 KM NA GODZINĘ!